Wspomnienia jak dzikie koty

Piotrka poznałam po jego premierze. Grając w spektaklu wywracał oczami w sposób wzbudzający ciepło w moim sercu, które potem utrwalił podczas bankietu gdy piliśmy wino. Miałam z nim dziwną metafizyczną fazę, jakbym go znała od dziecka. Flow od pierwszego wejrzenia, najlepszy kumpel z podwórka wreszcie odnaleziony po latach. Nie było między nami napięcia erotycznego (przynajmniej nie z mojej strony) tylko ciepło bliskiej relacji i luz. Podbiłam do niego jak do zawodnika z jednej drużyny, a on pociągnął piłkę i tak zaczęliśmy grać do jednej bramki na polu przyjaźni. Tak to widziałam, tak czułam. 

Okoliczności sprzyjały. Podłoże było dobre - ja z moim reżyserem, on ze swoimi aktorami, świętowanie. Dawno przed i długo po nie połączyłam się tak z obcymi ludźmi, ale potrzebowałam tego bardzo. Tak bardzo brakuje mi ludzi, przy których mogę być sobą. A tutaj połączył nas teatr i gdybym miała taką możliwość to oddałabym się im do adopcji, tak bardzo prawdziwie połączyłam się z tą ekipą. Niestety nie tylko mentalnie, ale również fizycznie dałam się ponieść. Straciłam głowę i wypiłam dużo więcej niż moje ciało jest w stanie unieść, w efekcie czego pochorowałam się przeokropnie i od tamtej pory nie piję czerwonego wina. Przegięłam mocno za mocno i zatrułam niedzielnie, ale taka była cena tego szczęścia i było warto.

Od tamtego wieczoru kibicuję Piotrowi z całego serca. Nie, nie śledzę go specjalnie, spokojnie, mamy się po prostu na mediach społecznościowych i czasem widzę co robi. Cieszę się z jego sukcesów, od czasu do czasu go podlinkuję w ramach PR-u i opowiem znajomym historię tego mega fajnego aktora - "ziomala w oddali".

A gdy czasem go spotykam, tak jak wczorajszego wieczoru, powracają te nasze fikcyjne wspomnienia. Jak bawiliśmy się na trzepaku za moim blokiem - kto wyżej wejdzie, kto dłużej utrzyma... było pochmurno i parno... spadłam i obtarłam łokieć, a potem szliśmy do niego... i jego starsza siostra nakleiła mi taki fajny, zachodni plasterek z dziurkami.
Albo jak byłam chora i przyniósł zeszyty, ale zamiast przepisywać zbudowaliśmy "królestwo" wywlekając z szaf obrusy, pościel i koce. Chyba mieliśmy potem kłopoty. Albo jak pojechaliśmy rowerami zbyt daleko za miasto i wracaliśmy po zmroku, jak bawiliśmy się w chowanego i gubiliśmy na długo. Generalnie trzymaliśmy się razem, a potem wyprowadziłam się do innego wcielenia, innego życia, innego istnienia, równoległego świata.  

Prawda jest taka, że legendarna jest moja relacja z synem dozorczyni. Mieliśmy po 4 lata i chyba kochaliśmy się bardzo, bo ilekroć wołał mnie przez okno "bodziobata" Ewa (co oznaczało "fajna") to rzucałam wszystko i wybiegałam z domu krzycząc, że "idę z Michałem na koty". Z opowiadań wiem, że chodziliśmy pod śmietnik oglądać biesiadujące tam dzikie koty. Ja mam w pamięci jedynie jedną scenę, w której rodzina Michała buja mnie w kocu jak w hamaku. Jestem zachwycona. 

Teraz gdy o tym myślę, to po wyprowadzce z miasta bardzo brakowało mi chłopca, który byłby moim oddanym kumplem i towarzyszem przygód. Jakoś tam, na tej pięknej wsi nie poskładało się i byłam bardzo samotna. Brakowało mi chłopca, a nawet dziewczynki, z którymi mogłabym dzielić pasje do teatru i sztuki. Dlatego organizowałam teatry, reżyserowałam szkolne sztuki, a nocami malowałam i pisałam. Dzieciństwo to dla mnie łąki, pola, lasy... i marzenia.

Ironia losu. Mimo, że mieszkam całe dorosłe życie w mieście. to wciąż brakuje mi takich przyjaciół i takich wspomnień. Brakuje mi chłopca z podwórka, przyjaciela z dzieciństwa, serdecznego kumpla i duchowego brata. Mam wrażenie, że moje przyjaźnie mimo wszytko są powierzchowne. Może z kobietami nie, ale z mężczyznami na pewno. Chyba nie potrafię, nie jestem przystępna, nie daję szansy... Mam przyjaźnie na odległość. W, bo w  świecie dorosłych nie ma już na takie relacje miejsca. Jeśli w ogóle jest na coś miejsce to na związki erotyczne, zero jedynkowe co sprawia, że nasze relacje z płcią przeciwną stają się mocno ograniczone. I rozumiem to doskonale! Jednak z powodu wyboru jednego partnera tracimy kontakt z połową gatunku ludzkiego. Przynajmniej tą fajniejszą jego częścią, bo zawsze w końcu jest coś na rzeczy, i pewnie byłoby, nie oszukujmy się, bo brakuje mi ojca, partnera, mężczyzny i tęsknię aż tak, że kreuję wspomnienia. I jak tu nie zawyć. Pojebany jest ten świat.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty