O zjeździe na zajezdnię. Fa fretto. Non c'e sole.

Rano było całkiem nieźle. Siłownia - spinning (rowerek), całkiem dobre śniadanie - jagody, jogurt, banan i takie tam... Potem kilka maili + kawa. Jest 12, czyję się dobrze. Jako kobieta, jako człowiek. Włosy układają się jak trzeba, kilka nowych błyskotek dodaje uroku męskiej, acz seksownej stylizacji. Praca/pasja się układa dobrze. Tematy idą do przodu, trochę, ba, o wiele wolniej niż tego bym pragnęła, ale cóż - takie właśnie jest zycie, chciałoby się wszystko na raz, a potem i tak okazuje się, że był leń. ;)
Potem praca, nauka, znajomi. Cieszyłam się, że już piątek, że test na lekcji włoskiego poszedł dobrze, a wieczorem spotkam znajomych.... Tymczasem około 18 zaczął się powolny, ale skuteczny zjazd do zajezdni emocjonalnej. No cóż. Tak bywa. To życie, w którym targają nami hormony zmienne nastroje. Piękne są tylko chwile...
Potem z Wiktorią, poszłyśmy na pizzę, obok Rotundy. To chyba pierwsza Pizza Hut otwarta w Warszawie (wg wikipedii pierwsza była w Mariottcie, a potem na wrocławskim rynku gdzie znajduje się siedziba franczyznobiorcy, potwierdza GW, ale dla mnie ta zawsze pozostanie w pamięci jako ta pierwsza).
http://www.e-restauracja.com/artykul/98/rewolucja-w-pizza-hut.html
Chyba każdy kiedyś tu był. Dziś wchodzę i widzę odrestaurowaną salę... Są boksy, wcześniej też były, ale teraz są bardziej beżowe, mdłe, stołówkowe i co ja paczę? Pełna sala studentów, jak podczas przerwy na lunch. No tak, PizzaHut Bootcamp. Czas mija...
Było miło, jedzenie smaczne, plotki świeże, piwo zimne, a ja zdołowana.
Po pizzy impreza urodzinowa w BarStudio. Fajny koncert, dużo ludzi, a ja zdołowana. Zapaść się tylko pod ziemię i nie wstawać.
Seks w małym mieście... Czyli mój Mr Big to Mr Small? To nie brzmi dobrze. Heh, no tak. Jak dół to dół. Mieć życie poukładane i szalone zarazem? Czy tak można? Kosztem czego? A może tak lepiej? Carrie była zagubiona, ale zadowolona... A ja co?
Nawet tracę moje cudowne przyjaciólki. Z relacji przejściowych należy wyciągać pozytywne wnioski. Czego mnie nauczyła przyjaźń z Sową? Przyjaźni ze swoim zdrowiem. Dziękuję Tobie Sowo i wszystkim innym sowom... Było pięknie i kolorowo... Ludzie się zderzają, rozmijają, drogi się krzyżują, pozostają wspomnienia. Ja mam dobre. I doła.
Coraz bliżej Ziemi. Jestem i nie jestem. Strzelam w gwiazdy. Dzielę światy. Fa fretto. Non c'e sole. Idę spać, ja pierdolę...
***
Zapraszam do subskrybowania, komentowania i polubienia bloga Solonia City na fejsie. Dziękuję. 
Sponsoruje mnie szacowny Polski Leń "Clothes for men. But not only"... też się radzę zaprzyjaźnić ;)


Komentarze

Popularne posty