Jamie Lidell CITY


Mr. Jimmy

Znam go nie od dziś i uwielbiam na zabój.... W 2010 roku byłam na jego koncercie i do tej pory jeśli ktoś mnie pyta o najlepszy koncert to powtarzam, że to właśnie Jamie Lidell w Stodole. Zespół grał "z serca" - koncert trwał naprawdę długo, było dużo bisów, a ze sceny wiało prawdziwym zaangażowaniem, radością i pasją.... Mega. Po występie  udało mi się wyciągnąć chłopaków z zespołu na wycieczkę po mieście (Jamie niestety został w hotelu z Lindsey - towarzyszką życia i autorką większości klipów).... Natomiast 3 jego kolegów z zespołu wylądowało z ekipą moich znajomych w Planie B, a potem na śniadaniu w Szpilce.... zaraz, zaraz, coś chyba jeszcze było po drodze..... ale chyba teraz sobie już nie przypomnę co..... 

Lubię bardzo prawie wszystkie jego piosenki, ale największy podziw oraz emocjonalne zaangażowanie, ze względu na tytuł, wywołuje ten numer:


Jamie na początku b.r. wydał bardzo ciekawą płytę. Widać, że jest w dobrej formie i, jak zawsze, kocha muzykę i nią żyje.... Najwyraźniej swoją Lindsey również, bo do nowej płyty też zrobiła klipa ;) ... Mówią o nim Tom Waits elektroniki...
Zawsze też mogę posłuchać tych kawałków i popatrzeć na te klipy:

Ten natomiast jest niezawodny jeśli chodzi o poprawę humoru: 

Komentarze

Popularne posty