Oskarowa opowieść wigilijna.



Najlepsze scenariusze pisze życie - wiadomo. Od autora jednak zależy czy jest to dramat, komedia, film akcji czy westernem? Hahaha, co ja piszę. Żarty żartami, ale dzisiaj będzie prawdziwe love story. Tak. Jak by nie patrzeć - love story i już. Nie mam wyboru, muszę opisać tę historię, choćby dlatego, że brałam w niej udział. Bierny, ale zawsze. Przy tej okazji postanowiłam też sprawdzić jak widzą ją sami zainteresowani. Tak więc scenariusz przeplatam prawdziwymi wypowiedziami. Zapraszam do opowieści o pasji, miłości i spełnianiu marzeń.

Bohaterowie. Karina Ska - obdarzona niezwykłą urodą i wyjątkowym intelektem. Ma dwie pasje - nanotechnologię i fotografię. Pracuje w Instytucie Technologii Elektronowej w Laboratorium Mikrosystemów i Nanostruktur Krzemowych. Jednocześnie robi doktorat. Dużo podróżuje, robi zdjęcia. Fascynuje ją też kręcenie teledysków, nagrywanie wideo notatek i montowanie. Marcin Wojciechowski - inteligentny i przystojny kolega z dzieciństwa Solonii (zawsze taki był). Projektant layoutów stron internetowych. Przez parę lat piął się po szczeblach kariery w agencjach reklamowych, żeby dojść do stanowiska Art Directora, aż dopiął swego. Ewa Solonia - tło magiczne, świadek wydarzeń.

Szczęście czai się za rogiem. Film zaczyna się niewinnie. Jest wrześniowy wieczór 2010 roku. Solonia robi imprezę.

Marcin: Pamiętam jak dziś - wieczór miał niesamowitą aurę, pomarańczowo różowe niebo, było parno, tuż przed burzą, bardzo dobrze się czułem. Impreza jak zawsze była udana. Około 1 w nocy gdy już byłem na etapie pod tytułem "jest miło, ale trzeba wracać do domu. Zamawiam taksówkę", pojawiła się Ona - Karina. Aż mnie zatkało jak ją zobaczyłem, ale przyszła z jakimś facetem. Już trochę mniej elokwentny po porządnej dawce wina czułem, że jestem na straconej pozycji więc nawet nie próbowałem z nią rozmawiać. Na szczęście spotkaliśmy się wkrótce na Klipomanii - wieczorze, który -  jak się okazało - tworzyła razem z Solonią. 

Karina: Pod koniec Klipomanii Marcin zapytał czy umówiłabym się z nim. Tego wieczoru był trzecim mężczyzną składającym mi taką propozycję więc bardzo mnie rozbawił. Gdy mu to wyznałam powiedział, że "mogę wybierać". To było to - rozbroił mnie i dał do myślenia. Spodobało mi się, że jest świadomy istnienia rywali i wcale się tego nie obawia. Zgodziłam się więc żeby mnie odprowadził do domu. Poszliśmy na długi nocny spacer przez klimatyczny park na powiślu.
I nagle pstryk. Tu zawiązuje się akcja. Film zamienia się w bajkę. Wchodzi romantyczna muzyka, zmienia się tempo zdjęć. Karina czuje w brzuchu motyle. Marcin jest zafascynowany jej światem. Zaczynają się spotykać. Karina z radością przekazuje Marcinowi wiedzę wyniesioną ze studium fotografii ZPAF, które ukończyła. Po roku Marcin organizuje pierwszą wspólną sesję fotograficzną - do płyty zespołu Płyny. Okazuje się, że świetnie działają nie tylko jako para, ale również jako współpracownicy.


Marcin: Od początku czułem, że Karina jest "taka moja"... nie da się tego wytłumaczyć. Po prostu wreszcie poczułem, że mogę być sobą, nie muszę grać, nikogo udawać. Wspólne fotografowanie stało się naszym sposobem na życie. Chodzimy razem na wernisaże, spotkania autorskie, warsztaty, mamy fotografujących znajomych, wywołujemy negatywy w łazience, robimy odbitki w szlachetnych technikach, kupujemy albumy fotograficzne, dużo rozmawiamy o zdjęciach.









Jest rok 2012. Po dwóch szczęśliwych latach para się pobiera.
 Z prezentów ślubnych kupują profesjonalne obiektywy, o których zawsze marzyli. Wkrótce zaczynają działać razem profesjonalnie. Projekt nosi nazwę Fotamina (www.fotamina.pl). Żeby dodać mojemu filmowi pikanterii Karina i Marcin uchylają rąbka tajemnicy projektu, który jest jeszcze w realizacji. Zilustrują debiutancki tomik wierszy erotycznych Joanny Wrześniowskiej, który ukaże się na początku przyszłego roku. Zdjęcia robili sobie nawzajem, czasem ustawiali aparat na statywie. Pojawia się też kolejny bohater w szczęśliwej historii.



Karina: Marcin przebąkiwał, że bardzo chciałby potomka. Oświadczył mi się po powrocie z wycieczki do Indii. Dwa miesiące później byliśmy małżeństwem, a po pół roku test ciążowy wyszedł pozytywnie. Tak więc noszę w sobie dzidziusia, który namiętnie mnie kopie, a nawet czasami trenuje salta w moim brzuchu. Wiemy, że to będzie chłopiec i zaczynamy się rozglądać za ciuszkami i szukamy odpowiedniego imienia.



Film kończy się szczęśliwą kolacją wigilijną, którą Grażyna (mama Marcina) planuje zrobić w tym roku z rozmachem - jest dużo ludzi, radość i zapach pysznego jedzenia. A jaki prezent pragną znaleźć pod choinką Karina i Marcin Wojciechowscy? Oczywiście aparat fotograficzny - Polaroid sx - 70. A synek? Pytaliście o moją opinię - uważam, że powinien mieć na imię Oskar. Thats all Folks! The end.



Komentarze

  1. Karina Skwara juz od dawna nie istnieje, wnioskuje o poprawke na Karina Ska

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ladnie napisane i poukladane - duzy plusik ode mmie

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok, poprawie.... serduszko za plusika: <3 ;)... tekst jeszcze wymaga kosmetyki - jak tylko dopieszczę to wypuszczę dalej... jesteście super duper ;) cmOK!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty