Wenecja to nie miasto
Wenecja jest piękna - to każdy wie. Nie trzeba tam jechać - obrazki z filmów i zdjęcia do zarzygania zna każdy. To światowy ośrodek turystyczny i kulturalny, a jego replik jest tyle co szampana, więc można mieć namiastkę tego, co czeka nas w rzeczywistości.... A może niekoniecznie?
Wenecja to nie jest miasto i coś więcej niż państwo w państwie - to osobliwy skansen. Osobliwy ponieważ ludzie tam naprawdę mieszkają - w 1960 roku 150 tysięcy, ale teraz populacja zmniejszyła się blisko 3 razy i wynosi 60 tysięcy. Nie jest to bynajmniej efekt podwyższającego się poziomu wody. Większość domów wykupili zagraniczni milionerzy, którzy spędzają w nich wakacje - jedynie 2,3 tygodnie w roku.
Ponadto Wenecja to ośrodek turystyczny na skalę światową, gdzie ludzie przyjeżdżają żeby obejrzeć zabytki, kupić pamiątki, coś zjeść i.... jechać dalej. Tego samego dnia. Dlatego też miasto z biegiem czasu przeszło metamorfozę. Zamieniło się w bazar z pamiątkami "made in China", ekskluzywnymi sklepami odzieżowymi i restauracjami, których pracownicy po zachodzie słońca, ostatnim tramwajem wodnym wracają do sąsiedniego miasta, gdzie tak naprawdę żyją. Ci, którzy zostają muszą walczyć z przeciwnościami losu, z jakich nawet nie zdajemy sobie sprawy. Trudno tam na przykład o sklep z artykułami budowlanymi czy RTV i AGD. Z roku na rok zamykane są szkoły, przychodnie i szpitale. Mieszkańcy narzekają na brak dobrych restauracji i horrendalne ceny podstawowych artykułów spożywczych w sezonie.
Wenecja tonie nie tylko pod wodą, ale także pod naporem turystów i wygląda na to, że bardziej grozi jej wyludnienie niż zatonięcie.
Wenecja to nie jest miasto i coś więcej niż państwo w państwie - to osobliwy skansen. Osobliwy ponieważ ludzie tam naprawdę mieszkają - w 1960 roku 150 tysięcy, ale teraz populacja zmniejszyła się blisko 3 razy i wynosi 60 tysięcy. Nie jest to bynajmniej efekt podwyższającego się poziomu wody. Większość domów wykupili zagraniczni milionerzy, którzy spędzają w nich wakacje - jedynie 2,3 tygodnie w roku.
Ponadto Wenecja to ośrodek turystyczny na skalę światową, gdzie ludzie przyjeżdżają żeby obejrzeć zabytki, kupić pamiątki, coś zjeść i.... jechać dalej. Tego samego dnia. Dlatego też miasto z biegiem czasu przeszło metamorfozę. Zamieniło się w bazar z pamiątkami "made in China", ekskluzywnymi sklepami odzieżowymi i restauracjami, których pracownicy po zachodzie słońca, ostatnim tramwajem wodnym wracają do sąsiedniego miasta, gdzie tak naprawdę żyją. Ci, którzy zostają muszą walczyć z przeciwnościami losu, z jakich nawet nie zdajemy sobie sprawy. Trudno tam na przykład o sklep z artykułami budowlanymi czy RTV i AGD. Z roku na rok zamykane są szkoły, przychodnie i szpitale. Mieszkańcy narzekają na brak dobrych restauracji i horrendalne ceny podstawowych artykułów spożywczych w sezonie.
Wenecja tonie nie tylko pod wodą, ale także pod naporem turystów i wygląda na to, że bardziej grozi jej wyludnienie niż zatonięcie.
Właściciele sklepów zarzekają się, że to właśnie oni sprzedają prawdziwe szkło Murano. Niestety podobno większość z nich po prostu kłamie.
Bazar rybny. Na wielkim placu znajdowały się 2 stragany.
Najbardziej znany plac znajdujący się w najstarszej części miasta - Plac Świętego Marka
przyjemnie się czyta ...
OdpowiedzUsuńo, fajnie! Dzięki :D
UsuńGreat Photos ! I love Venice !!!
OdpowiedzUsuńThnx, check out my next post.... Youll like it for sure :)
Usuńto bardzo ciekawe, co piszesz, że taka atrakcja turystyczna w pewnym momencie jest już tak opatrzona, że staje się własną repliką, symulakrą, jak mówią filozofowie :)
OdpowiedzUsuńByłem w Wenecji właśnie jak prawdziwy turysta - jeden dzień, a dokładnie jedną noc..
I tak naprawdę zaskoczyło mnie nie to, że to żywy skansen, atrakcja turystyczna - ale właśnie to, że to miasto wciąż żyje takim codziennym życiem. Są kioski z fajkami (trafiki), sklepy z mięsem, jakieś starocie, babcie w fartuchach..
I jeszcze jedno: mam wrażenie, że Wenecja nie tyle tonie, co zapada się w błocie i w mule, bo ta laguna właśnie coraz bardziej zamula się. I tu pytanie do Ciebie: czy nie miałaś czasem wrażenia, że nad miastem unosi się jakaś fatalna posępna atmosfera?
Bo to, co mnie najbardziej urzekło, poetę i dekadenta, to ten schyłkowy klimat miasta, taka dziwna atmosfera wyziewów, bagien, jakiejś pleśni pokrywającej mury. Całe miasto wydało mi się, jak jeden wielki dom Usherów, który powoli tonie w bagnie.. Biorąc pod uwagę bizantyjski styl dawnej Serenissimy - ta schyłkowość tym bardziej mnie urzekała.
Zresztą, jak rozumiem, właśnie to pociągało artystów, romantyczny upadek i nostalgia: Śmierć w Wenecji, Nie oglądaj się teraz..
W moim odczuciu rzeczywiście miasto spowija trochę posępna i fatalna atmosfera, ale w zupełnie innym wydaniu od tego, jakie zdaje się kryć za tymi słowami. Jest ciężkie za sprawą architektury i lepkie od turystów, którzy zdają się mieć świadomość, że są ostatnimi świadkami tego bogactwa. Jednak zapierające dech światło, odbite w lekko turkusowej wodzie, padając na przepięknie pastelowe domy, tworzy aurę tak słodką, uroczą i pełną rozkoszy, że nie wywołuje smutku, grozy czy rozpaczy, ale otula ciepłą, senną melancholią. Ponadto miałam szczęście doświadczyć najbardziej świeżego i przyjemnego powietrza, co bardzo mnie zaskoczyło i wręcz odurzyło. Brak samochodów, bliskość morza i kwitnące kwiaty - mój nos zwariował! Zdziwił mnie też brak grzyba, pleśni i błota w mieszkaniu, gdzie się zatrzymałam...
Usuń