Aga Szwengier - widzimy się na Manhattanie
Aga Szwengier obnażyła się przede mną bardzo intelektualnie. Tak, to prawda, a oto efekty jej roznegliżowania, które można również zobaczyć w listopadowym numerze Gazzetta Italia. Zapraszam do lektury i na stronę Agi - można u niej zamówić niegrzeczny obraz pod choinkę ;)
Aga Szwengier jest malarką, czasem pisze.
Kształciła się, by być psychologiem, jednak coś w międzyczasie
pchnęło ją na inne tory. Pięć lat temu postanowiła pójść za
"głosem serca".
Zaryzykowałam dużo by oddać się tworzeniu. Zaczęłam malować nie mając gwarancji, że moja praca dla kogokolwiek będzie miała wartość, że dzięki niej będę miała stabilną sytuację finansową. Zdecydowałam się zainwestować czas, pieniądze, całą siebie i liczyć na wygraną, bo uważam, że w życiu powinniśmy robić to, co ma dla nas największy sens. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji, bo robię to co kocham i lubię swój styl życia. Choć jestem na początku artystycznej drogi, to sprzedaję obrazy, a zadowoleni klienci i kilka wystaw utwierdzają mnie w przekonaniu, ze było warto i należy iść dalej.Twoje obrazy są bardzo zmysłowe... Powtarzają się w nich erotyczne wątki podkreślające piękno kobiety. Czy to świadomy wybór?
Te
tematy przychodzą naturalnie, bo są mi bliskie w życiu prywatnym.
Piękno i seks są dla mnie bardzo ważne. Chyba maluję po prostu
coś bardzo "swojego", może trochę siebie. Nie przemycam
póki co żadnych głębokich myśli. Nie
w
sposób świadomy. Myślę, że w przyszłości będę skupiała się
bardziej na warstwie intelektualnej czy ideologicznej niż tylko
emocjonalno-estetycznej. Obecnie moje obrazy mają być w założeniu
piękne
i pobudzające - często też erotycznie.
Nowe
serie są inspirowane modą. Temat dosyć powierzchowny, ale
niesamowicie godny uwagi, ze względu na piękno, które można w
niej znaleźć, ale też znaczenie mody w społeczeństwie. Warszawa
popchnęła mnie trochę w tę stronę - trudno uwierzyć jak dużą
wagę ludzie tu przywiązują do mody, bardzo to dla mnie ciekawe.
Między
innymi dlatego, że znam Warszawę, tu studiowałam i mogę się
poczuć jak w domu. Dziś to już zupełnie inne miasto i wszystko,
co się tu dzieje, bardzo mnie ekscytuje - energia ludzi, moda,
muzyka, młoda generacja artystów i galerii. Berlin to mój drugi
dom, ale potrzebowałam zmiany i atmosfery pracy, którą mam
Warszawie.
Tam każdy jest artystą i ma swój "projekt", ale
niestety niewiele z nich jest realizowanych, choć
dużo się gada i fajnie spędza czas. Łatwo więc się zatracić w
gąszczu interesujących ludzi z całego świata i najlepszych
imprez, a ja potrzebuję teraz bodźców do pracy i klimatu
dyscypliny. Czuję też, że mam tu możliwość poczynienia
socjologicznych obserwacji, wręcz eksperymentów, bo mam poczucie,
że nie jestem do końca stąd i mogę obserwować tutejsze życie z
innej perspektywy.
Jak patrzę na
Twoje prace, wiszące na ścianach, to dziwię się, że ich nie
sprzedajesz - przecież mogłabyś za nie dostać sporo kasy,
którą już niejednokrotnie Ci oferowano.
Są
mi bliskie, ale mam pewien pomysł. Wkrótce będę miała wystawę w
warszawskiej galerii Mito, na którą przywiozę z Berlina starsze
prace. Jednak zanim to się stanie, planuję namalować coś nowego,
warszawskiego. Gdy tylko to zrobię, zorganizuję wystawę w swoim
mieszkaniu, które jest jednocześnie pracownią - to duża i fajna
przestrzeń. Bardzo prywatna i to mi się podoba - chciałabym
zaprosić ludzi do domu i pokazać im co robię razem z kontekstem
tego wyjątkowego mieszkania na warszawskiej Sadybie. Wtedy pokażę
moje prywatne zbiory i może zrobię wyprzedaż żeby sfinansować
nowe serie.
Myślę,
że sukces w prawdziwym tego słowa znaczeniu jest dopiero przede mną
i zależy od tego, ile pracy włożę w realizację swoich założeń.
Gdyby wszystko udało się w 100%, to za 2 lata widzimy się na mojej
wystawie w Nowym Jorku, a potem na imprezie w moim lofcie na
Manhattanie.
Jutro więcej, bo teraz wizje sukcesu biorą górę, rozpływam się w fantazjach, a emocje nie pozwalają dalej pisać ;). Tak więc obiecuję jutro posta na temat tego, co szykuje się w sobotę w Willi na Barskiej, będzie tam między innymi Szwengier i będzie bardzo gorąco... Nie nie, nie chodzi o chatę Agi, o której jest mowa w wywiadzie - to knajpa w Warszawie -> dla tych co nie wiedzą to już wiedzą, a więc też dla mnie, bo jeszcze nie byłam, ale będę w sobotę i liczę, że tam się właśnie spotkamy>>>>>>>>
xxx
Więcej tutaj http://cargocollective.com/agaszwengier/
Komentarze
Prześlij komentarz